Wsiadając do pociągu na Centraal Station w Amsterdamie nie spodziewałam się, że niespełna dwudziestominutowa jazda przeniesie mniewniedzisiejszy świat, do miasta, które totalnie mnie zaskoczy. Atmosfera Haarlemu – relaksująca, ale z drugiej strony niezwykle energetyczna, kameralne kafejki, antykwariaty, staroświeckie sklepiki serowarskie, restauracje w ukrytych podwórkach, no i „koronkowa” architektura – wszystko to składa się na wyjątkowy klimat tego miejsca. Jedno przedpołudnie spędzone tu nie wystarczyło by nasycić się urokiem Haarlemu. Kolejny raz przyjechałam na dłużej, by porozkoszować się tym miastem, poszwendać po labiryncie uliczek, wypić karmelowe latte z widokiem na katedrę i podziwiać XVII wieczne, niezmienione od lat centrum miasta.
Można powiedzieć, że zwiedzanie Haarlemu zaczyna się już na dworcu kolejowym, który jest arcydziełem art nouveau, ozdobionym ornamentami z drewna i kutego żelaza, a także wielobarwnymi obrazami z ceramicznych kafli. Generalnie nie przepadam z atmosferą dworców, ale to miejsce to swoiste dzieło sztuki i właściwa zapowiedź tego, co spotka nas dalej – piękne, zadbane, klimatyczne centrum miasta, które od dworca jest oddalone zaledwie 10 minut spacerem na południe.
Spacer za kierunkowskazami, prowadzącymi na rynek, z każdą chwilą przenosi w pejzaż niczym z obrazu ze Złotego Wieku. Większość budynków zlokalizowanych w centrum przetrwało tu od siedemnastego stulecia. W zabytkowych kamienicach usytuowane są sklepy, ekskluzywne butiki, restauracje, kafejki. Sam rynek to jeden wielki lokal pod gołym niebem otoczony kawiarnianymi ogródkami.
W weekendy na rynku odbywa się targ, na którym można kupić dosłownie wszystko, od lokalnych przysmaków, ryb, wędlin, po ubrania i kwiaty.Warto spróbować tu przede wszystkim tradycyjnego, surowego, solonego śledzia serwowanego z bułką, ogórkiem i cebulą. Znaleźć można także typowe holenderskie frytki zanurzone w różnorodnych sosach. Pewnego rodzaju zaskoczeniem były dla mnie ceny kwiatów – ogromny bukiet kwiatów mieszanych lub kilkudziesięciu róż można tu kupić już za 5 euro. Jeśli o kwiatach mowa – w ostatni weekend kwietnia odbywa się tu parada kwiatów. Wszyscy liczący się producenci kwiatowi przygotowują kompozycje kwiatowe na gigantycznych platformach. W sobotę rano wyruszają one w 40-kilometrową trasę z Noordwijk do Haarlemu, gdzie docierają około godziny 21. Spośród wszystkich kompozycji wyłaniany jest zwycięzca. Jeśli komuś nie uda się dotrzeć na paradę – nic straconego – kolejnego dnia wielobarwne kompozycje kwiatowe zdobią główną ulicę Haarlemu.
Na południowy wschód od placu stoi koścół św. Bawona, olbrzymia gotycka świątynia, która powstała w latch 1400-1550. Warto to zajrzeć nie tylko po to by podziwiać przebogate wnętrza świątyni – znajdują się tu ozdobne organy, na którym w 1738 roku koncertował G. F. Haendel a w 1766 roku – W. A. Mozart. Organy wciąż są w użyciu – jeśli zorientujecie się w kalendarzu recitali, osobiście będziecie mogli przekonać się, dlaczego podczas wypróbowywania instrumentu Mozart aż zakrzyknął z radości. Ich dźwięk jest podobno nieziemski. Z kolei od zachodniej strony plac zdobi renesansowy ratusz, pięknie zwieńczony kunsztownymi szczytami. Będąc tu warto także zobaczyć Muzeum Fransa Halsa, którego dzieła podziwiał sam Vincent van Gogh.
Na zakończenie ciekawostka – pewnie większość z Was nazwę Harlem kojarzy z nowojorską dzielnicą. Nie bez powodu – to właśnie Holendrzy założyli w Stanach wioskę Nieuw Haarlem, dla którego właśnie to holenderskie miasto miało być pierwowzorem.